Dukielski
Przegląd
Samorządowy
Lipiec
2003
nr 7(147)
w gminie
wydarzenia
komentarze
sport
okładka
kuchnia regionalna
powrót
|
|
Jestem dumna ze swoich wychowanków.
Zakończenie roku szkolnego, wakacje – czas
wyczekiwanego odpoczynku, upragniony przez wielu uczniów, ale także czas
na pewne podsumowania.
18 czerwca mury dukielskiego gimnazjum z łzami w oczach opuścili kolejni
gimnazjaliści, zaczynając tym samym kolejny etap swojego życia.
Przy tej okazji, nie sposób nie wspomnieć o wytężonej pracy młodzieży oraz
o jej szczególnych osiągnięciach, których wyróżniała się zwłaszcza klasa
III A. Godnym zauważenia jest fakt, iż spośród 30 uczniów w klasie aż 16
otrzymało świadectwo z wyróżnieniem.
Najwyższą średnią ocen w całym gimnazjum osiągnął: Wojciech Różewicz.
Pozostałe osoby to: Martyna Chrobaczyńska, Natalia Piela, Daria Bury,
Tomasz Bek, Edyta Kozubal, Barbara Kogut, Agnieszka Matusik, Anna Kielar,
Tomasz Pasterkiewicz, Mateusz Bałon, Katarzyna Turek, Julia Stanek,
Katarzyna Piotruś, Katarzyna Leńczyk i Katarzyna Jasińska. Sześciu
pierwszych wymienionych uczniów odebrało z rąk Burmistrza MiG Dukla
nagrody książkowe za najwyższe wyniki w nauce i wzorowe zachowanie (pan
Burmistrz ufundował 13 takich nagród)
Tak bardzo wysoka średnia ocen znalazła swe odzwierciedlenie w wynikach
egzaminu gimnazjalnego. Uczniowie w klasie uzyskali średnio 70 na 100
możliwych punktów (dla porównania średnia szkoły 57 pkt, powiatu 56).
Dwóch absolwentów tej klasy: Natalia Piela i Tomasz Pasterkiewicz uzyskało
aż po 93 punkty i znaleźli się w 4% grupie uczniów, którzy najlepiej zdali
egzamin w okręgu obejmującym 3 województwa.
Przez wszystkie lata uczniowie z wielkim zapałem uczestniczyli i wygrywali
w rozmaitych konkursach organizowanych nie tylko przez dukielską placówkę
oświatową. Wspomnijmy może o najważniejszych.
Trzy osoby (Anna Kielar, Mateusz Bałon, Tomasz Bek) otrzymały wyróżnienie
w wojewódzkim konkursie na projekt folderu promującego walory regionu
podkarpackiego w języku angielskim.
Niewątpliwy sukces odniosła Natalia Piela zdobywając 6 miejsce w konkursie
języka niemieckiego organizowanym przez Państwową Wyższą Szkołę Języka
Niemieckiego w Jaśle.
Oprócz jeszcze wielu zmagań przedmiotowych młodzież uczestniczyła także w
różnych zawodach sportowych. Największym osiągnięciem było zajęcie III
miejsca przez reprezentację szkoły w wojewódzkim finale piłki nożnej
Coca-Cola Cup 2003. Klasę III A w tych rozgrywkach reprezentowali
uczniowie: Artur Ciuła, Tomasz Bek i Tomasz Pasterkiewicz.
Nie byłoby zapewne aż tylu sukcesów, gdyby nie rzetelna praca młodzieży i
nauczycieli. Chcę podkreślić, że pracowało się z Wami znakomicie, Wasz
sukces jest moim sukcesem. Życzę wszystkim absolwentom, aby w nowej szkole
osiągnęli jeszcze większe sukcesy, a rozpoczęte wakacje były dla nich
czasem aktywnego odpoczynku, zabawy, a przede wszystkim czasem na nabranie
sił do dalszej wędrówki szlakiem edukacji. (Fot. okładka)
mgr Grażyna Sajdak
Wychowawczyni kl. IIIA
Czytelnicy piszą:
Od dłuższego czasu zabierałam się do napisania tego
listu.
Od 10 lat mieszkam w Nowym Yorku, ale Dukla i jej okolice są mi drogie od
lat. Jestem absolwentką Dukielskiego LO. Kiedy pierwszy raz weszłam na
waszą stronę internetową, wprost nie mogłam uwierzyć że mogę znaleźć
informacje o wszystkim, co się dzieje na dukielszczyźnie. Kilkakrotnie
rozpoznałam zdjęcia moich znajomych, których nie widziałam od wielu lat
(miedzy innymi moich profesorów). Wasze informacje pozwalają mi również na
„uaktualnienie” mojej wizji Polski. W każdym miesiącu czekam niecierpliwie
na następne wydanie DPS. Dla ludzi jak ja, jest on ważny, bo daje
możliwość przeniesienia się choćby na krótką chwilę w rodzinne strony.
W imieniu emigrantów z dukielszczyzny rozsianych po świecie bardzo
dziękuję.
Pozdrowienia z Nowego Yorku !
Małgorzata Longawa
Co o Polsce i Polakach sądzą przeciętni mieszkańcy
Unii!
Na niecały rok przed dołączeniem Polski do „piętnastki”
krajów Unii, wiedza o nas samych i naszym kraju, jest karykaturalnie
niska. Tak przynajmniej wynika z rozległych badań przeprowadzonych w
państwach Unii, których wyniki opublikował niedawno Instytut Spraw
Publicznych w Warszawie.
Wydaje się, że integracja i odkrywanie państw wschodnich, to zajęcie dla
wąskich grup polityków, po tamtej i naszej stronie. Natomiast w
świadomości przeciętnych zjadaczy chleba, w tej „lepszej Europie”, żelazna
kurtyna wcale nie została rozebrana. Ona wisi nadal i przysłania w
najlepsze oczy mieszkańców Unii, nawet bardziej „rozeznanym” studentom
wyższych uczelni.
A oto jak przedstawia się nasz kraj w oczach innych Europejczyków.
78 proc. Szwedów, 68 proc. Hiszpanów, 63 proc. Brytyjczyków i ponad połowa
Niemców nie jest pewna, czy w Polsce istnieje demokracja parlamentarna.
Grubo ponad połowa Francuzów, Brytyjczyków, Szwedów i Hiszpanów, nie ma
pojęcia, że mamy gospodarkę rynkową. Polska jawi im się jako kraj odległy,
zimny, pełen furmanek na drogach, przesadnie katolicki, wiejski,
zdecydowanie konserwatywny, wiecznie leczący jakieś rany z przeszłości, a
granica na Odrze pozostaje granicą biedy, za którą zaczyna się bezkresna
dal. Nie ma specjalnej pokusy, żeby tam zaglądać. Chociaż Polska, od
kilkunastu lat, przeżywa kulturowy szok przemian, to jednak społeczeństwa
zachodnie nie są zainteresowane wiedzą o tych przemianach. Zatrzymały się
na wybuchu „Solidarności” i obaleniu komunizmu. Dalej już ani drgną.
Nasz „dziki Wschód” nadal traktowany jest w kategoriach folkloru, nawet
przez Niemców i Szwedów /sąsiadów nam bliskich/, którzy mogliby chcieć o
Polsce wiedzieć więcej z wielu powodów. Ale nie chcą. Opinia publiczna w
wielu krajach najbardziej zgodna jest w jednej kwestii, że nasza
biurokracja utrudnia załatwianie najprostszych spraw oraz, że panuje u nas
korupcja na wysoką skalę. Szwedzi, Francuzi i Hiszpanie są niezłego zdania
o polskich politykach. Niemcy, Austriacy i Brytyjczycy uważają zaś, że są
oni niekompetentni.
Na tle dość ponurego obrazu naszego kraju, może trochę lepiej wygląda
wizerunek Polaków. Polak, zdaniem Austriaka, jest „przede wszystkim
religijny, zacofany, życzliwy”. Zdaniem Hiszpana, „raczej zacofany, raczej
religijny, raczej uczciwy”. Według Francuza jest „religijny, pracowity,
zdyscyplinowany, uczciwy, nadużywający alkoholu, wewnętrznie sprzeczny”.
Najlepszego zdania są o nas Brytyjczycy. Ich zdaniem Polak jest
„religijny, pracowity, zdyscyplinowany, odpowiedzialny i życzliwy”.
Zdaniem sąsiadów Niemców, jest „religijny, zacofany, raczej życzliwy,
raczej nieuczciwy, raczej nieskuteczny”.
Ten obraz Polaków wydaje się przystawać do ocen wywodzących się z
dziewiętnastego wieku
A co o nas sądzą ludzie młodzi? Studenci fińskich, francuskich i
niemieckich wyższych uczelni. Finom, Polak kojarzy się z biedą, ubóstwem,
uciskiem, religijnością. Jest sympatyczny, miły, gościnny, należy do bloku
wschodniego. Francuzom, hasło Polak, kojarzy się najczęściej z porzekadłem
„ pijany jak Polak”. Z kolei niemieccy studenci używali sformułowań „
leniwy, ociężały, biedny, złodziej samochodów, tani robotnik, brudny,
śmierdzący, krętacz”. Aż przykro analizować takie oceny, ale wynika z
nich, że stereotypy zasłyszane od rodziców, młodzi ludzie nie weryfikują,
mimo, że z pewnością stykają się z polską młodzieżą często i są z nimi w
przyjaznych kontaktach.
Polacy zaczęli masowo zdobywać wiedzę praktyczną o zachodniej Europie od
początku lat siedemdziesiątych. Dziś, zwłaszcza ci młodzi i wykształceni,
czują się Europejczykami. Już za kilkanaście miesięcy, w sensie możliwości
i podróży, studiów i pracy, będą nimi w całej okazałości. Ale czy nastąpi
ruch z Zachodu do Polski? Przecież za Odrą zaczyna się ponura kraina,
ludzi biednych, brudnych, ale przynajmniej gościnnych i życzliwych. Czyli
mamy już jakiś zadatek?
Barbara Żwirecka
Źródło: Instytut Spraw Publicznych
Obraz Polski i Polaków pod redakcją Leny Kolarskiej-Bobińskiej, Warszawa
2003r.
Refleksje pomajowe.
Piękne są miesiące w ciągu roku, ale najpiękniejszym miesiącem jest maj, w
którym wszystko budzi się do nowego życia. Miesiąc ten poświęcony jest
Matce Najświętszej, po kościołach, ku jej czci odbywają się
nabożeństwa-majówki. Dawniej, przed każdą kapliczką, w polu czy przy
drodze /a było ich kiedyś wiele/, śpiewano litanię loretańską, albo inne
pieśni Maryjne. Nie potrzeba było próby generalnej ani żadnej agitacji,
wystarczyło aby jedna osoba zaintonowała „Kyrie elejson”, a już za nią
zbierały się inni ludzie, dzieci, młodzież i starsi, a czasem nawet i
żołnierz przebywający na przepustce. Echo wtedy niosło po całej okolicy.
Maj to również rocznica utworzenia Konstytucji 3 Maja, uchwalona przez
Sejm Czteroletni w 1791 r. W tym to dniu odbyła się uroczysta suma, na
której ksiądz dr Stanisław Siara wygłosił okolicznościowe kazanie,
szczegółowo wspominając dzieje Polski od tamtego okresu do dnia
dzisiejszego.
18 maja dzieci z klas drugich przystąpiły do Pierwszej Komunii Świętej.
Przed laty, podczas egzaminów do szkoły średniej, jeden z trzech tematów
brzmiał: „Który dzień w Twoim życiu był najważniejszy?” Prawie wszyscy,
jak na komendę pisali, że „Dzień Pierwszej Komunii”.
Nie można pominąć dni 26 maja, w którym obchodzi się „Międzynarodowy Dzień
Matki”. Kiedy w szkole nauczycielka wypytywała dzieci o swoje mamy, to
najczęściej padały odpowiedzi, że ich „ mamusie są najpiękniejsze,
najmądrzejsze i najlepsze”.
Jeszcze krótko należy wspomnieć o maturach, które nieodłącznie wiążą się z
majem. Dawniej, podczas egzaminów maturalnych budynek szkolny był oblężony
przez gromadę ludzi, wszyscy byli ciekawi wyników egzaminów.
Czas szybko mija, ani się obejrzeć, a obchodzi się 5-lecie, 10-lecie
zdania matury. 17 maja br. w dukielskim Liceum Ogólnokształcącym spotkali
się maturzyści, którzy 20 lat temu zdawali maturę. Było miło i wesoło, a
wspomnieniom nie było końca.
Miło jest podać, że dwie osoby z Dukli, w tym roku, obchodzić będą 70
lecie zdania matury w Krośnie.
Stanisława Zaniewicz.
Pisać każdy może...
Mowa i pismo są narzędziami pozwalającymi na przekazywanie ludzkich myśli,
informacji, uczuć, ocen itp. Można je wykorzystywać w dobrym lub złym
kierunku, można informować lub dezinformować, można mówić i pisać
prawdziwie, można też kłamać. Jak każde narzędzie mające swoje
zastosowanie, tak też i umiejętność pisania może być wykorzystywana na
różne sposoby. Zatrzymam się dziś na umiejętności pisania w zakresie
pisania anonimów i różnego typu „życzliwych” donosów. Żyjemy już od
kilkunastu lat w warunkach demokracji, a wydaje mi się, że im dłużej tym
gorzej reguły demokracji sobie przyswajamy. Najczęstszym grzechem jest
najwidoczniejsze wszędzie interpretowanie tych zasad według własnego „ja”.
To, co dla mnie dobre, korzystne, - to demokratyczne, a co nie’ to z tym
trzeba walczyć – choćby podstępnie, nieuczciwie, pokątnie. Jednym z takich
typów zachowań jest pisanie anonimowych listów, podszywanie się pod czyjeś
nazwisko przy uprzejmym „donoszeniu”…
To zjawisko nie jest obce także naszej gminie, a szczególnie okresy przed
lub powyborcze obfitują w takie opracowania. O ile łatwiej zrozumieć czas
kampanii wyborczych, to po wyborach trudniej już zrozumieć pisanie
anonimów, donosów i innych pisemnych wypracować, bo one raczej ukazują
niezrozumienie idei demokracji. Świadczą o ciągle trwającym w naszym
społeczeństwie nałogu obrażania się na wszystkich i na wszystko. Skoro
zgodnie z zasadami demokracji burmistrz został wybrany wymaganą
większością głosów, to nie trzeba obrażać się na burmistrza, na wyborców
chyba też nie, bo należy uszanować zdanie większości. Gdyby tak po każdych
wyborach przybywało obrażonych, to niebawem wszyscy będziemy się na siebie
boczyć, pisać skargi, donosy itp.
Demokracja wymaga uszanowania wyniku wyborczego i przynajmniej nie
przeszkadzania w wykonywaniu pracy przez wybranych. Można mieć o nich
lepsze lub gorsze zdanie, można lepiej lub gorzej oceniać ich
zaangażowanie czy umiejętności, ale nie można już na starcie uniemożliwiać
funkcjonowania, stosując chwyty poniżej pasa.
Anonim świadczy co najmniej o braku odwagi zademonstrowania swoich
poglądów lub sprzeciwu wobec istniejącej rzeczywistości, a może to jeszcze
nawyk z dawnych lat, że ciągle trzeba było żyć w strachu i nie ujawniać
nawet swoich myśli. Dziś demokracja umożliwia każdemu człowiekowi
zademonstrowanie swych poglądów, czego dowodów nie trzeba specjalnie
szukać – wystarczą pierwsze lepsze wiadomości. Jednym nie podoba się
prezydent Bush innym premier Miller, innym zaś podoba się jeszcze Husajn
czy Fiedel Castro. I już tylko można się dziwić, bo czasem polemizować ze
skrajnościami nie warto.
Przykładem jest niedawne referendum akcesyjne. Zarówno zwolennicy jak i
przeciwnicy integracji z Unią Europejską używali aż nadto argumentów wręcz
absurdalnych. Jedni zachwalali obiecując złote góry, a drudzy ganili
widząc w tym same nieszczęścia i klęski, a przecież normalnie myślący
człowiek wyczuwa absurdy i śledząc bieg wydarzeń wie, że to nie tak, że
prawda tkwi pośrodku. Prawda, rozsądek i trzeźwe realistyczne osądy nie są
jednak chwytliwe – mówiąc językiem dzisiejszym mało medialne. Łatwiej
ludzie przyswajają plotki, tanie sensacje, kłamstwa, ideologiczne
manipulacje i dlatego tak nagminnie w życiu znajdują zastosowanie. Co
istotniejsze, znajdują one odzwierciedlenie w życiu politycznym i
gospodarczym kraju, co nie pozostaje niestety bez wpływu na życie
przeciętnego Polaka.
Przed kilkoma laty zamieściłem artykuł zatytułowany „Życia nie można
uregulować”, traktujący o usilnych staraniach ustawodawcy aby wszelkie
sfery życia człowieka obwarować rozmaitymi przepisami. Jak pokazują
historyczne doświadczenia nikomu się to jeszcze nie udało. Nawet w tak
ściśle obwarowanych i zamkniętych zbiorowościach jak więzienia. Życie co
chwila przynosi nowe zjawiska, nowe zachowania, których nie da się
przewidzieć tak jak prognozy pogody. Natura ludzka zaś jest na tyle
przekorna, że wszelkie nakazy, zakazy i środki przymusu wywołują odwrotny
skutek, skłonność do ich łamania czy omijania. Efekty takiego podejścia
widoczne są aż nazbyt w życiu codziennym naszego kraju, - tyle afer,
korupcji, złodziejstwa i coraz większej brutalizacji życia. To wszystko mi
się nie podoba ... i co napiszę anonim? Nie podoba mi się oszukańcze
konstruowanie programu telewizyjnego, nie dość, że systematycznie
zapychanego powtórkami i amerykańskimi, głupowatymi, serialami, to jeszcze
oszukują mnie na reklamach. Ma być 5 minut, a nadawane są 10 czy 15, bo
wystarczy jeden sprytny zabieg aby obejść przepis określający długość
nadawania bloków reklamowych. Wystarczy po kilku minutach puścić jakąś
zapowiedź programową lub też informację o konkursie „audiotele” i znów
czas liczy się od nowa. Też mi się to nie podoba i co mam zrobić, skoro
wybrani przeze mnie i przez innych wyborców reprezentanci tego nie
dostrzegają i nie podejmują stosownych działań. Nie napiszę anonimu, bo
zgodnie z zasadami nie powinien być rozpatrywany, a poza tym chyba lepiej
przygotować się na jakieś zebranie z kompetentnymi osobami, poczekać na
kampanię wyborczą i jeśli inni też będą mieli takie poglądy to jest szansa
na „demokrację według naszych pomysłów” – jeśli jednak większość nie
zgodzi się z tym, znów będzie trzeba pogodzić się z demokratycznym wyborem
większości.
Wracając na własne podwórko, czyli gminę wypada stwierdzić tylko tyle:
władze gminne zostały wybrane demokratycznie, minęło zaledwie pół roku
kadencji i nie galopujmy się z osądami. Dajmy im spokojnie pracować, a
wyniki będzie można oceniać pod koniec kadencji przed kolejnymi wyborami.
Tak będzie demokratycznie, rozsądnie i z ludzką twarzą. /zed/
Lasy dla ludzi
Rozmowa z Janem Kraczkiem, dyrektorem Regionalnej Dyrekcji Lasów
Państwowych w Krośnie.
Czym wyróżnia się kierowana przez Pana dyrekcja lasów na tle innych
jednostek w kraju?
Przede wszystkim zróżnicowaniem środowisk leśnych. Gospodarujemy zarówno w
górach (Bieszczady i Beskid Niski), jak i na Pogórzu Karpackim, na Nizinie
Sandomierskiej oraz części Roztocza. Takie uwarunkowania sprawiają, że
każde z 27 podległych nam nadleśnictw ma swą specyfikę. Zróżnicowanie
środowisk leśnych przekłada się też na duże bogactwo przyrodnicze naszych
lasów. Na łączną powierzchnię 418 tys. ha lasów naszej dyrekcji aż 405
tys. ha objętych jest różnymi formami ochrony przyrody i krajobrazu.
Jesteśmy jedyną dyrekcją w kraju, która ma przewagę lasów liściastych.
Duży udział wśród nich ma buczyna karpacka, produkująca w warunkach
bieszczadzkich trudno zbywalne drewno o niskiej jakości.
Lasy Podkarpacia słyną z dużych ilości zwierzyny?
Nie tylko z ilości. Istotne jest to, że występuje tu ogromne bogactwo
gatunkowe zwierzyny, w tym gatunków chronionych. Tutejsze lasy to
największe w Polsce środowiska występowania dużych drapieżników, jak:
niedźwiedź, wilk i ryś. Żyją tu również żubry, łosie, bobry, wydry, żbiki,
jenoty. W naszych lasach istnieje jedyne krajowe stanowisko węża Eskulapa.
Coraz częściej obserwujemy gniazdowanie orła przedniego a w lasach Beskidu
Niskiego znajduje się największe w Europie skupisko gniazd orlika
krzykliwego.
Z danych wynika, że najliczniejsze są jeleń i sarna?
Tak. Mamy prawie 7 tysięcy jeleni i 28 tysięcy saren. Są to jednak
zwierzęta łowne – ich populacja pozostaje pod kontrolą myśliwych. Dla nas,
leśników, istotnym problemem jest zabezpieczanie sadzonek w uprawach przed
zgryzaniem przez jeleniowate. Roczny rozmiar tych zabezpieczeń - prawie
6,5 tysiąca hektarów – rodzi wysokie koszty. Jednak zaniechanie tych
działań mogłoby zniweczyć wieloletni wysiłek w hodowaniu lasu.
To jedyne zagrożenia dla podkarpackich lasów?
Niestety tych zagrożeń jest wiele. Wymienię tylko choroby grzybowe: hubę
korzeniową i opieńkę miodową, które opanowały część drzewostanów na
dawnych gruntach porolnych. Wciąż usuwamy skutki gradacji kornika drukarza
w świerczynach tarnawskich nad górnym Sanem. W drzewostanach sosnowych
istnieje też zagrożenie od szeliniaka i smolika znaczonego. W tym roku
będziemy zmuszeni do chemicznego zwalczania tych owadów w miejscach ich
licznego występowania. Aby nie dopuścić do nadmiernego rozmnożenia się
szkodników owadzich, usuwamy rocznie ponad 280 tysięcy metrów sześciennych
drewna pochodzącego ze złomów, wywrotów i posuszu. W celu utrzymania
dobrego stanu sanitarnego lasu wykonywana jest ogromna praca
profilaktyczna. Sporym problemem jest dla nas zagospodarowanie dużych
ilości drewna gorszej jakości pochodzącego z cięć sanitarnych. Sprzedajemy
je głównie na opał dla miejscowej ludności, jak również firmom trudniącym
się produkcją węgla drzewnego.
Jego wypał jest ostatnio często przedmiotem dyskusji...
Przedmiotem dyskusji stał się on ostatnio, ale węgiel wypala się w tych
górach od stuleci. To jedyna metoda chemicznej przeróbki drewna, która
pozwala bezpośrednio w lesie uzyskać produkt finalny. Do końca lat 70.
robiono to jeszcze w prymitywnych mielerzach. Była to metoda niebezpieczna
dla ludzi, mało wydajna i pracochłonna.
Podnoszony jest jednak aspekt szkodliwości wypału dla środowiska
przyrodniczego?
Dotychczasowe badania naukowe nie potwierdziły szkodliwości wypałów ani
dla środowiska przyrodniczego, ani dla ludzi. A były to zupełnie
niezależne ekspertyzy wykonywane przez różne ośrodki naukowe. Prawdą jest
natomiast, że dymy z retort są uciążliwe, jeśli wypały znajdują się w
bezpośrednim sąsiedztwie osad ludzkich. Dlatego bazy wypałowe lokalizuje
się w okolicach bezludnych, głęboko w górskich dolinach. Perspektywą w tym
względzie jest wypał drewna w systemie zamkniętym z możliwością
wykorzystania biogazu. W tym roku ruszy pierwszy taki zakład.
Ważnym aspektem jest na pewno fakt, że przy wypale w Bieszczadach i
Beskidzie Niskim znajduje pracę kilkaset osób, co w terenie o tak wysokim
bezrobociu jest czynnikiem bardzo pozytywnym. Wypały pozwalają nam też
zagospodarować drewno liściaste najgorszej jakości, pozyskiwane w cięciach
hodowlanych i podczas przebudowy drzewostanów na gruntach porolnych. Warto
też zwrócić uwagę na aspekt kulturowy tej sprawy – dymiące retorty są też
pewnym wyróżnikiem naszego regionu i stanowią atrakcję turystyczną.
A jak leśnicy udostępniają lasy dla turystyki?
Na wiele sposobów. Przez lasy RDLP Krosno prowadzi przecież setki
kilometrów szlaków turystycznych. Uczestniczymy w ich wytyczaniu, aby ruch
turystyczny nie kolidował z innymi funkcjami lasu, np. nie naruszał
spokoju zwierzyny. Ludzie pragnący wzbogacić swą wiedzę o lesie mogą
skorzystać z kilkudziesięciu ścieżek przyrodniczych poprowadzonych przez
atrakcyjne tereny, często w rezerwatach przyrody. Na tychże ścieżkach
można dowiedzieć się wiele o gospodarce leśnej, o ochronie przyrody w
lasach i o jej zagrożeniach. We współpracy z zarządami parków
krajobrazowych i samorządami lokalnymi wyznaczono też wiele ścieżek
konnych i rowerowych, prowadzących po drogach leśnych. Nie zamykamy lasu
przed ludźmi, bywa jednak, że musimy wprowadzać ograniczenia w jego
penetracji, np. w przypadku wystąpienia zagrożenia pożarowego. Dużym
problemem związanym z turystyką jest dla nas zaśmiecanie terenów leśnych.
Tu ciągle musimy liczyć na wzrost świadomości ekologicznej naszego
społeczeństwa. Ale temu między innymi ma służyć edukacja
przyrodniczo-leśna, którą prowadzimy we współpracy ze szkołami. Staramy
się przede wszystkim ukierunkować ruch turystyczny poprzez różne formy
udostępniania lasu, np. ścieżki przyrodnicze, rowerowe, punkty widokowe
itp.
Najbardziej gorący leśny temat?
Na pewno są nim sprawy wynikające z przystąpienia Polski do Unii
Europejskiej. Przykładamy do nich dużą wagę – w każdej regionalnej
dyrekcji utworzono nawet samodzielne stanowisko ds. programów pomocowych i
integracji z UE. Postrzegamy te sprawy w kategoriach szans dla leśnictwa.
Z tym zagadnieniem wiąże się też wprowadzanie programu Natura 2000,
większość siedlisk proponowanych w nim do ochrony to przecież siedliska
leśne. Polskie leśnictwo jest wysoko oceniane w Europie i wielu rozwiązań
mogą nam pozazdrościć kraje Unii.
Zagrożeniem jednak będzie silna presja ekonomiczna, której zostaną poddane
Lasy Państwowe w konfrontacji z dotowanym leśnictwem niemieckim i silnym
ekonomicznie leśnictwem skandynawskim. Ta perspektywa wymusza na nas
bezwzględną optymalizację kosztów i poprawę efektywności gospodarowania.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał: Edward Marszałek
„Więcej wiedzieć, więcej widzieć, więcej przeżyć”
Pod tym hasłem odbyły się warsztaty dydaktyczne na ścieżce przyrodniczej
Bieszczadzkiego Parku Narodowego „Suche Rzeki – Smerek”.
Zajęcia zorganizowały nauczycielki dukielskiego LO: biologii Maria Walczak
i historii Jadwiga Morawska. W warsztatach odbytych 13 i 14 maja 2003 r.
uczestniczyła grupa 17-stu uczniów klasy III fakultetu biologicznego.
Zajęcia terenowe na ścieżce prowadziła pani mgr Barbara Ćwikowska
pracownik naukowy BPN.
Ścieżka „Suche Rzeki- Smerek” posiada symbol - gałązkę jodły z szyszką i
składa się z 20 przystanków, zróżnicowanych pod względem biologicznym i
geologicznym. Spośród przystanków kilka z nich szczególnie podobała się
uczniom, poznawali np. mieszkańców oczka wodnego gdzie sami dokonywali
obserwacji, łowili i rozpoznawali gatunki zwierząt tam występujących
takich jak: kumak górski, traszka karpacka, pijawka końska, pływak
żółtobrzeżek.
Dominującym zespołem leśnym w Bieszczadach jest buczyna karpacka.
Zaobserwować można było w jaki sposób zmienność warunków siedliskowych
wpływa na zróżnicowanie buczyny. Wyróżniono pięć zespołów:
* buczyna karpacka typowa
* buczyna karpacka z miesięcznicą trwałą
* buczyna karpacka z czosnkiem niedźwiedzim
* buczyna karpacka z kostrzewą górską
* buczyna karpacka z runem ziołoroślowym
Buczyna ta występuje na różnych podtypach gleby brunatnej, której budowę
uczniowie poznali korzystając z odkrywki glebowej.
Trochę wysiłku trzeba było włożyć dochodząc do Przełęczy Orłowicza, która
położona jest wzdłuż długiego masywu Połoniny Wetlińskiej, Hnatowego Berda
i Smereka położonego 1220 m n.p.m.
Połonina Smereka jest stosunkowo nisko położona i najdalej wysunięta w
kierunku zachodnim. Obszar ten objęty jest ochroną ścisłą, dlatego
występuje tu sukcesja wtórna prowadząca do odtwarzania się składu
gatunkowego zbiorowisk: szczelin skalnych, murawy alpejskiej, borówczyska,
ziołorośli i traworośli.
Zajęcia prowadzone przez panią B. Ćwikowską bardzo podobały się uczniom
uświadamiając, ze najlepszą forma poznania jest praca w terenie w
bezpośrednim kontakcie z naturą.
Następnego dnia zdobyta przez nas wiedza została uzupełniona i podsumowana
w Muzeum Przyrodniczym BPN w Ustrzykach Dolnych przez przewodnika pana
Cezarego Ćwikowskiego.
Szkoda tylko, że podczas wchodzenia na szczyt Smereka opiekunka pani mgr
Jadwiga Morawska doznała kontuzji nogi. Tutaj uczniowie mogli wykazać się
umiejętnością udzielenia pierwszej pomocy, a także znieśli z gór
poszkodowana panią profesor. Była to taka mała lekcja szkoły przetrwania w
warunkach gdzie nie działały telefony i brakowało jakichkolwiek środków
komunikacji.
Dwa dni przebyte w BPN umożliwiły uczniom bezpośredni kontakt z dziką
piękna przyrodą. Uczniowie potrafili wychwycić podobieństwa i różnice
gatunkowe BPN, porównując je z naszą równie piękną okolica i przyrodą.
organizatorki zajęć:
Maria Walczak, Jadwiga Morawska
Maria Amalia Mniszchowa
Prezentujemy fragmenty pracy pani mgr J. Wojdyły na
temat
„Pani Dukli”, której tajemniczy sarkofag spoczywa w kościele farnym.
MARSZAŁKOWA MNISZCHOWA
-OKRES WARSZAWSKI
Nowo poślubiony małżonek –marszałek nadworny- Jerzy August Wandalin
Mniszech- zajmował na dworze już mocno ugruntowaną pozycję; wraz z
Potockimi pragnął stworzyć oddane sobie stronnictwo dworskie. Postępował
jednak ostrożnie i jak wyraził się o nim w swoich pamiętnikach Stanisław
Poniatowski: „był bardzo umiarkowanym w dążeniu do łask i władzy.”
Mniszech posiadał dobra nadane od króla, spadek po ojcu, ogromny posag
zmarłej i nowej żony, mocną protekcję od wpływowego teścia, z którym
wspólnie tworzyli partię dworską, odsuwając od nich Czartoryskich, a
zbliżając Potockich. Był to fatalny wzór dla magnatów polskich,
hołdujących i bez tego prywacie. Nieprzypadkowo właśnie koteria powstała
wokół Brühlowskiego zięcia, marszałka nadwornego, nie miała sobie równych,
jeśli chodziło o zbieranie „okruszyn ze stołu pańskiego.”
Mniszchowie utrzymywali wielki dom w Warszawie otoczony największą
wspaniałością i przepychem, który codziennie odwiedzali najpierwsi magnaci
i ministrowie, utrzymywali bliskie kontakty z królem. Emmanuel Swieykowski
twierdzi, że Mniszech „przez żonę władał ojcem (Brühlem) i stał się przez
to panem rozdawnictwa całego i był niedostępnym króla i dworu
towarzyszem”, dodaje, że żona przewyższała jeszcze w talentach
politycznych i dyplomatycznych swego męża, sugerując, że była mu oddaną i
pomocną przyjaciółką.
Inny obraz pani Amalii wyłania się z „Portretu pań wytwornych”
S.Wasylewskiego. Młoda Mniszchowa w duszy pozostała niezależną Brühlówną,
posiadającą wszechstronne talenta (wymienione już wcześniej), chłonęła z
zapałem i chciwością taniec, muzykę, sztuki wyzwolone, ale nadto długo nie
wytrwała w jednym upodobaniu.
Zawsze elegancka, przedwcześnie rozwinięta, czarująco uśmiechnięta
posiadała nad mężem intelektualną przewagę, wyprzedzając go bystrością
myśli i bezwzględnością w dążeniu do celu. „Jeśli chciała kogo zdobyć
potrafiła w przeciągu doby poznać w lot wszystkie afery, szczególiki i
anegdoty z jego życia”- tak wyznaje St. Poniatowski w swych wspomnieniach.
Zarówno ojciec jak i mąż sądzili, że będzie w ich rękach marionetką. „Ona
zaś rychło zawładnęła niedołężnym, puchnącym już ojcem, fafulą mężem i
zamkniętym na pokojach Augustem III.”
Ambitna i energiczna, to ona zdobyła męża dla polityki ojca, a właściwie
już swojej. Już w pierwszych latach pożycia małżeńskiego biorą Mniszchowie
w swe ręce ster intryg politycznych stronnictwa dworskiego. Dzięki wpływom
Mniszchowej, odnosi partia dworska zwycięstwo nad Czartoryskimi, odsuwając
ich w roku 1754 od wpływów dworu i łaski Augusta III.
Według Antoniego Jabłonowskiego żona Mniszcha w porównaniu z mężem to
osoba „więcej dowcipu mająca i sposobności do intryg dworskich”. Pani
prowadząca delikatne rokowania w Wiedniu (u Marii Teresy) na zlecenia
swojego ojca nie była bynajmniej podporządkowaną mężowi, cichą niemiecką
żoną, lecz przede wszystkim wykonawczynią zamiarów i doradczynią swoich
rodziców, często w sprzeczności z intencjami męża. Wysoką opinię o
zdolnościach Mniszchowej zanotował też Stanisław August w swoim „Memoiers”,
dając znać o rozdźwiękach w tym stadle od jego początku tj. o częstych
„separacjach” tej pary spowodowanych nieporozumieniami.
Jesienią 1760 r. Mniszchowa z matką popierały własnego kandydata do
pieczęci mniejszej litewskiej, Michała Wielhorskiego (będzie jej za to
wdzięczny dozgonnie w czasach konfederacji barskiej – to „prawa ręka”
Mniszchowej). O jej samodzielności świadczy również fakt, iż z pominięciem
męża, a wraz ze swoją matką, hrabiną Brühlową, prowadziła tajne negocjacje
z Czartoryskimi. Posiadała liczne grono wielbicieli-przyjaciół, którzy
zmieniali się w zależności od zainteresowań politycznych i celów jakie
sobie stawiała. Jej pierwszą ofiarą „bezwzględnych rącząt” był „pierwszy”
ówczesny ambasador francuski w Polsce-markiz Paulmy d’Argenson, którego
kariera polityczna przez ten romans legła w gruzach, a on sam został
skompromitowany na arenie międzynarodowej, a prywatnie „obity serwetą
przez jakiegoś Litwina” podczas oficjalnego przyjęcia, kiedy przeciskał
się do młodej Mniszchowej. Drugą jej ofiarą był wyżej wspomniany Michał
Wielhorski, który swą lojalność okazywał swej przyjaciółce do końca jej
dni. Łączyła ją również wielka konfidencja z wartościowym człowiekiem,
Szwajcarem na polskim dworze, Emeryko Vattel’em oraz z hiszpańskim
ministrem, Arandą. O jej względy starał się także Wessel, lecz w tej
przyjaźni Amalia nigdy nie przekroczyła granic przyzwoitości.
Wtedy „już pojęła jedną rzecz zgoła niezwykłą, dla polskich pań niepojętą:
że miłość jest tylko środeczkiem, wiodącym do celów nierównie słodszych i
bardziej upojnych, że amor da się oswoić, a oswojony służy na dwóch
łapkach- polityce.” Musiała zatem roztaczać magnetyczny czar na mężczyzn.
Ze sprytem, złośliwością i celnością zwalczała również przyjaciół i
współpracowników swojego męża m.in.biskupa Kajetana Sołtyka i braci
Zboińskich. Już w roku 1761 biskup skarżył się: „że poseł francuski Paulmy
d’Argenson, przy pomocy hrabiny Mniszchowej, zawładnął Brühlem, i teraz
wszystko idzie według podszeptów Francuza.” Rozgoryczony biskup krakowski,
z którym, dworskimi sztuczkami rękoma Wessla, walczyła marszałkowa,
wyjechał z Warszawy do Krakowa i Sandomierza. Bracia Zboińscy sami
twierdzili, że nie cieszyli się sympatią marszałkowej.
Szczególnie mocno zaznaczyła się jej niezależna i wysoka pozycja na dworze
królewskim, gdy po śmierci swej matki (1762r.), ze sporym powodzeniem
przeciwdziałała poczynaniom faworyty ojca, Joanny ze Steinów Lubomirskiej
oraz w ostatnim roku panowania Augusta III, przebywając wraz z dworem w
Dreźnie (mąż pozostał w Polsce), kiedy wyręczała chorego ojca i prawie
sama miała dostęp do króla. Młoda mężatka codziennie sama fatygowała się
do gabinetu króla i przyszedł czas, kiedy te wizyty stały się rytuałem.
Stanisław August wspominał: „Konieczność tych właśnie ustnych wyjaśnień
stawała się coraz częstsza. Zaczem postanowiono, że co dzień o pewnej
godzinie młodziutka Mniszchowa odwiedzać będzie starego króla.”
O tym to czasie Swieykowski pisze, że „znajdujemy w dokumentach złośliwe
żarty z wpływów Maryi Amalii u dworu, rzucając na nią niesprawiedliwe
posądzenia...” Maria Czeppe zaś w „Kamaryli” pisze, iż również „przejęła
część mężowskiej korespondencji, starając się utrzymać wpływ np. w
Wielkopolsce. Prowadziła też własną agitację wśród wpływowych pań w Polsce
[...]. W ocenie elektorowej Marii Antonii szykowała się w czasie choroby
ojca do roli premiera i nie zamierzała się z tego wycofać nawet w
bezkrólewiu, próbując stanąć na czele partii.”
cdn.
Śladami św. Jana
z Dukli
W dniu 9 czerwca wierni z parafii św. Judy Tadeusza i św. Jana z Dukli w
Częstochowie udali się na Kresy Wschodnie wraz z ks. Zenonem Pilśniakiem
proboszczem parafii. W pierwszy dzień mieliśmy okazję poznać przebogatą
historię miasta Żółkwi i odprawić Mszę świętą za naszych parafian w
kościele farnym św. Wawrzyńca, w którym w podziemiach znajdują się
grobowce rodziny Żółkiewskich. Miasto zostało założone w 1594 roku przez
Stanisława Żółkiewskiego. Historię parafii i obecnej sytuacji przedstawił
ks. proboszcz Bazyli Pawełko.
W kolejnym dniu we Lwowie naszą modlitwę ofiarowaliśmy Bogu przez św. Jana
z Dukli Patrona miasta. W kościele bernardynów modliliśmy się wraz z
braćmi greko-katolikami uczestnicząc w uroczystej celebrze, której
przewodniczył ks. Michał Luszczkiv - proboszcz tej wspólnoty. Następnie
udaliśmy się do kościoła św. Antoniego, gdzie odbyła się Msza święta przez
wstawiennictwo Patrona tej świątyni i parafii rzymsko-katolickiej, by
modlić się z naszymi rodakami. Powitał nas o. Krzysztof Kozioł gwardian
wspólnoty franciszkanów konwentualnych we Lwowie. Kolejny etap
pielgrzymowania to cmentarz łyczakowski i modlitwa przy grobie oo.
Bernardynów i cmentarz orląt lwowskich. W tym dniu dane nam było spojrzeć
na panoramę miasta Lwowa z Górnego Zamku unii lubelskiej (szkoda, że tylko
już ruiny).
Kolejny dzień to historia katedry łacińskiej i modlitwa do Pani Łaskawej
Ślicznej Pani Lwowa. Naszą grupę powitał ks. Ludwik Marko - profesor
języka łacińskiego z seminarium lwowskiego, z którym w koncelebrze
modliliśmy się za naszą Ojczyznę. Historia Jej zamknęła się w murach tej
świątyni. Wielu z nas spojrzało z bliska na obraz Matki Bożej i
przypomniało sobie śluby Jana Kazimierza z 1656 roku i pobyt Ojca Świętego
we Lwowie 2001 roku i Jej koronację. Wielu również spojrzało na zabytkowy
witraż przedstawiający św. Jana z Dukli- zakonnika bernardyńskiego, który
w tym mieście pozostał jako Patron i wierny uczeń św. Franciszka.
Po zwiedzeniu zabytkowych kościołów (szkoda, że nie powróciły do
katolików) i kamieniczek lwowskich (na czarnej kamienicy w rynku postać
św. Jana z Dukli), w godzinach wieczornych udaliśmy się do opery
lwowskiej, by wysłuchać koncertu kapeli lwowskiej i podziwiać jak nasi
rodacy kochają to miasto i naszą Ojczyznę. Dziękujemy za bardzo życzliwą
gościnność nam okazaną.
W ostatni dzień naszego pobytu na Kresach Wschodnich to spotkanie w Gródku
Jagiellońskim z miejscową wspólnotą i z ks. dr Michałem Baj cerem
proboszczem tej parafii. Jego konferencja o obecnej sytuacji kościoła
rzymsko-katolickiego, zapadła głęboko każdemu z nas. Mszę Świętą
sprawowaliśmy w sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Mościskach.
Obraz został ukoronowany w dniu 8 września 2001 roku koronami papieskimi
przez ks. Mariana Kard. Jaworskiego. W imieniu gospodarzy oo.
Redemtorystów powitał naszą grupę o. Władysław Ziober, który przedstawił
historię kultu Ikony Matki Bożej.
Kolejne miejsca pielgrzymowania naszej grupy to Kalwaria Pacławska - Msza
Święta przed tronem Matki Bożej Kalwaryjskiej i modlitwa na dróżkach a
następnie sanktuarium św. Jana w Dukli - Pustelnia i klasztor. Jeszcze
krótka modlitwa w Dębowcu, by pełni wrażeń i przeżyć wrócić do naszej
Częstochowy - miasta Królowej Korony Polskiej, którą jak się okazało
bardzo kochają nasi rodacy na Wschodzie. W naszych modlitwach pamiętaliśmy
o wszystkich, którzy modlitwą i ofiarami wspierają budowę nowego kościoła
i klasztoru, dla kultu św. Jana z Dukli w Częstochowie.
O. Krystian Zdzisław Olszewski OFM Składającym ofiary na budowę kościoła p.w. św. Jana z Dukli w Częstochowie
wyrażamy głęboką wdzięczność i zapewniamy o stałej pamięci modlitewnej w
cotygodniowej Mszy Świętej.
Ofiary na budowę kościoła prosimy przesłać na adres:
Klasztor Ojców Bernardynów
ul. Mirowska 51/59
42-200 Częstochowa
II oddz. PKO BP, Al. N.M.P. 19
Nr 10201664-263753-270-1 |